4/5 Adam J. 5 years ago on Google
O
Miodosytni
nie
słyszeliśmy
wiele.
Właściwie
to
nie
słyszeliśmy
nic.
Niemniej
jednak
przejeżdżając
Aleją
(a
konkretniej
stojąc
na
światłach
na
skrzyżowaniu
z
Sienkiewicza),
mój
wzrok
bardzo
często
skupiał
się
na
logo
Miodosytni
(muszę
zresztą
przyznać,
że
bardzo
ładnym
i
takim
-
na
mój
gust
-
bardzo
"aktualnym").
Od
samego
początku
miejsce
to
bardzo
mnie
intrygowało.
Przyszedł
czas
na
wizytę.
Lokal
bardzo
ładny,
totalnie
podchodzący
pod
mój
gust
(na
upartego
mógłbym
stwierdzić,
że
każda
restauracja
mogła
by
tak
wyglądać,
jednak
wtedy
kulinarny
świat
stałby
się
nudny).
Cegiełki,
szaro
białe
kolory
sćian,
przełamane
żywą
zielenią
roślin,
jasne
drewno.
Totalnie
moje
klimaty
i
za
to
ogromny
plus
z
mojej
strony.
Wchodzimy,
siadamy,
dostajemy
menu.
Wybieramy
dania.
Ja
już
wybrałem,
młody
też,
żona
jeszcze
się
waha.
Podchodzi
kelnerka.
Z
racji
tego,
że
żona
jeszcze
się
namyśla
składam
zamówienie
jako
pierwszy.
Później
młody.
Na
koniec
żona.
I
tu
zaczynają
się
schody:
-
poproszę
to
-
tego
niestety
nie
ma.
-
yyy
hmmm....
chwila...
no
dobra,
to
może
to
-
tego
też
nie
ma.
-
no
dobra,
to
niech
będzie
to
-
tego
też
nie
ma.
Wpadliśmy
w
delikatną
konsternację.
W
ogóle
to
pierwszy
raz
przytrafiło
nam
się
coś
takiego
i
dzisiaj
-
nauczeni
doświadczeniem
-
z
pewnością
byśmy
podziękowali
i
wyszli.
Żona
finalnie
zamówiła
coś
czego
nie
chciała
i
co
finalnie
okazało
się
totalnie
nie
w
jej
klimatach
jeśli
chodzi
o
smak
(mój
zresztą
też).
Także
z
dobrze
zapowiadającego
się
obiadu
zrobiła
się
lekka
stypa,
gdyż
żona
była
wręcz
wściekła
co
dało
się
odczytać
po
jej
wzroku.
W
sumie
nawet
teraz,
w
momencie
gdy
piszę
tę
recenzję,
zastanawiam
się
dlaczego
zostaliśmy.
Zabrakło
odwagi.
Było
nam
zwyczajnie
niezręcznie.
W
każdym
razie
zastanawia
mnie
fakt,
dlaczego
kelnerka
nie
raczyła
nas
poinformować,
że
praktycznie
połowy
dań
z
menu
nie
ma.
Swego
czasu,
podczas
początków
naszych
kulinarnych
przygód,
za
każdym
razem
pytałem
czy
wszystko
w
menu
jest.
No
i
za
każdym
razem
było.
Przestałem
więc
pytać,
ponieważ
przeważnie,
jak
czegoś
nie
było,
kelner
od
razu
o
tym
informował.
Więc
na
tej
płaszczyźnie
-
porażka.
Jeśli
chodzi
o
jedzenie
które
otrzymałem
ja
i
młody
to
wszystko
było
smaczne
i
pięknie
podane
-
tutaj
nie
mogę
(i
nie
chcę)
przyczepić
się
absolutnie
do
niczego.
Porcje
duże,
aczkolwiek
zawsze
powtarzam,
że
nie
ilość
a
jakość
stanowi
wyznacznik.
Krótko
podsumowując:
mieliśmy
pecha.
Pecha
do
obsługi.
Wrócimy
tu
jeszcze
na
pewno,
ze
względu
na
styl
i
dobre
jedzenie.
Wpadki
zdarzają
się
każdemu,
a
temu
lokalowi
moim
zdaniem
warto
dać
drugą
szansę.
Liczę
na
to,
że
następnym
razem
będzie
lepiej.
1 person found this review helpful 👍