1/5 Dorota Z. 10 months ago on Google
Miejsce
przyjazne
zwierzętom
jedynie
w
opisie.
Już
w
momencie
rezerwacji
można
było
wyczuć,
że
psy
nie
są
mile
widziane.
W
trakcie
rozmowy
przez
telefon
wszystko
niby
milutko,
wrażenie
trochę
jakby
Pani
właścicielka
zbyt
dużo
chciała
o
nas
wiedzieć,
ale
czasem
ludzie
tak
mają,
że
naturalnie
skracają
dystans.
Po
paru
dniach
dostaję
informację,
że
za
psy
będziemy
musieli
zapłacić
jakieś
niebotyczne
kwoty.
Zaznaczę
w
tym
miejscu,
że
nasze
psy
nie
są
zwykłymi
„sierściuchami”,
które
są
rozwydrzone
i
robią
co
chcą.
Są
to
certyfikowane
psy
przewodniki
profesjonalnie
wyszkolone,
nawet
w
5gwiazdkowych
hotelach
typu
Havet
w
Dźwirzynie
nikt
nie
żądał
opłaty
za
psa
asystującego
(
tego
typu
psy
według
ustawy
o
rehabilitacji
zawodowej
i
społecznej
osób
niepełnosprawnych
są
zwolnione
z
jakichkolwiek
opłat).
Każda
zosób
w
naszej
grupie
jest
osobą
niewidomą,
bardzo
dobrze
zrehabilitowaną
i
samodzielną
m.in.
dzięki
obecności
tych
psów.
Nie
zagłębiając
się
w
szczegóły
absurdów
jakie
nas
spotkały
w
trakcie
tego
pobytu
stwierdzam,
że
to
miejsce
na
pewno
nie
jest
warte
takich
pieniędzy
za
dobę.
Pokoje
maleńkie,
ciemne
i
zimne,
faktycznie
przypominające
cele.
Wszystko
słychać
co
się
dzieje
w
kuchni,
w
środku
łazienki
2
stopnie
prowadzące
do
muszli
klozetowej
i
prysznica
-
to
jakiś
żart,
a
w
pokoju
na
górze
praktycznie
nie
ma
w
kranie
ciśnienia.
brak
półek
w
łazience,
szukając
psiej
zabawki
pod
łóżkiem
znalazłam
tonę
kurzu
i
butelki
po
wodzie
po
poprzednich
lokatorach,
niby
jest
dostępna
kuchnia,
ale
w
praktyce
rzadko
kiedy
można
z
niej
skorzystać,
ponieważ
od
rana
właściciele
tam
smażą
jak
nie
jajecznicę
na
cebuli,
to
gotują
rosół,
albo
inne
„aromaty”
się
roznoszą
po
całym
budynku.
Nigdzie
ne
spotkałam
się
z
tym,
żeby
z
kuchni
musieć
korzystać
z
innymi
ludźmi
i
z
nimi
siedzieć
przy
stole.
Kolejny
kwas,
to
fakt,
że
notorycznie
nasza
grupa
6osobowa
była
strofowana
obecnością
jakiegoś
dziecka.
No
niestety,
wynajmując
na
majowy
weekend
młodym
ludziom
pokoje
raczej
trzeba
się
liczyć
z
tym,
że
będą
oni
chcieli
pospędzać
razem
wieczorem
czas.
Nie
robiliśmy
żadnej
burdy,
ani
libacji
alkoholowej,
kulturalnie
chcieliśmy
porozmawiać
wieczorem
wspólnie
przy
jakimś
piwie
i
winie,
przy
jakiejś
delikatnej
muzyce.
Niestety,
nie
było
nam
to
dane,
za
każdym
razem
byliśmy
upominani,
że
możemy
siedzieć
w
kuchni
jedynie
do
22,
potem
mamy
siedzieć
cicho,
bo
dziecko
śpi…
Byliśmy
notorycznie
szykanowani
a
to,
że
nasze
psy
zostawiły
sierść,
a
to,
że
nie
zamknęliśmy
drzwi,
które
od
świtu
były
otwarte
na
oścież,
ja
nie
będę
się
domyślała
czy
ktoś
jest
w
tym
domu,
czy
nikogo
w
nim
nie
ma,
drzwi
powinien
zamknąć
ten,
kto
je
otworzył.
Pod
płaszczykiem
fałszywej
troski
inwigilacja
na
każdym
kroku:
a
gdzie
idziecie,
a
po
co,
a
na
długo,
a
skąd
jesteście,
a
gdzie
pracujecie,
jeszcze
trochę
to
byśmy
byli
zapytani
czy
jesteśmy
małżeństwami
i
ile
zarabiamy.
Niestety,
tragiczny
pobyt,
nikomu
nie
polecam.
Żałujemy,
że
nie
pojechaliśmy
do
normalnego
hotelu.
Villą
to
jest
tylko
z
nazwy,
budynek
usytuowany
przy
bardzo
ruchliwej
ulicy,
z
klaustrofobicznie
małym
czymś
na
kształt
ogródka,
więc
o
jakimś
relaksie
na
zewnątrz
raczej
nie
ma
mowy.
Czuliśmy
się
jak
na
wakacjach
u
surowej
babci
lub
pod
czujnym
okiem
gestapo.
A
tak
naprawdę
wszystko
rozbija
się
o
formę
przekazu,
ciągle
ktoś
tam
miał
do
nas
jakieś
żale
i
pretensje.
Właścicielom,
którzy
tak
naprawdę
też
podnajmują
ten
budynek
przeszkadza
że
pies
zostawił
rzekomo
garstkę
sierści,
ale
dzieciak
wrzeszczący,
tupiący
i
biegający
wszędzie
od
bladego
świtu,
macający
wszystko
brudnymi
rękoma,
to
święta
krowa.
Wystarczy
napisać,
że
pod
żadnym
pozorem
nie
przyjmujemy
gości
z
psami,
a
nie
silić
się
na
sztuczną
otwartość
i
sympatię
do
wszystkich.