1/5 Asina B. 1 year ago on Google
Zaczynając
od
tego,
że
złamałam
nogę
w
lesie
10
minut
drogi
od
szpitala,
koleś
na
112
krzyczał,
że
nie
wyśle
karetki,
bo
nie
ma
zagrożenia
życia.
Na
pomoc
przyszli
mi
bliscy
ludzie,
do
których
zadzwoniłam
zaraz
po
zajściu.
Po
długiej
wymianie
zdań,
w
koncu
uległ
i
wysłał.
Jednak
po
40
minutach,
ponownie
wykonaliśmy
telefon
i
powiedział,
ze
do
tej
skręconej
kostki
nikogo
nie
wyślą..
Jak
już
dotarłam
na
sor
taksówką
(1,5h
później)
okazało
się,
że
karetek
stało
5
i
z
20
ludzi
na
ćmiczku
w
bardzo
dobrych
humorach.
Koleżanka
poszła
zobaczyć
czy
jest
wózek,
ja
również
zapytałam
o
to
przechodzącego
ratownika,
ten
sie
zaczął
śmiać
i
odparł,
że
nie
ma.
Po
chwili
zadzwonił
koleś
ze
112
grożąc
nam,
że
poniesiemy
odpowiedzialność
za
wzywanie
karetki
jak
już
nas
tam
nie
ma.
Całe
szczęście
wszystko
jest
nagrywane.
Na
sorze
5h
oczekiwania
na
przyjecie
do
lekarza
i
kolejne
tyle
na
dostanie
się
ponownie
i
usłyszenie
diagnozy.
Nogę
mogłam
sobie
sama
opatrzyć
i
obwiązać
patykami
w
lesie-
ten
sam
efekt.
Zero
nastawienia,
luźny
gips,
który
obciążał
dodatkowo
kostkę.
Jedna
z
ratowniczek,
od
razu
po
ćmiku
odpinała
mi
kroplówkę
bez
rękawiczek,
odkręciła
wszystko,
że
krew
mi
po
ręce
ciekła,
zero
przepraszam.
Ludzie
krzyczą
z
bólu
nerek,
z
urwanym
palcem,
a
baby
rejestrujące
mówią,
że
to
nic
nie
zmieni
i
mają
czekać
na
swoją
kolej.
Jedynie
młody
pielegniarz,
widać
że
przejęty
i
bezradny.
Na
drugi
dzień
pojechalam
do
Puszczykowa,
gdzie
zajęli
się
mną
tak
jak
powinno
się
to
robić,
gips
od
razu
do
wymiany
z
nastawieniem
nogi.
1 person found this review helpful 👍